Pucharowy czwartek

”Kiedy skończy się wreszcie ten rejs,
Kiedy ujrzysz rodzinny swój dom,
Czy rozpozna Cię twój stary pies
I czy żona jest wierna Ci wciąż?”

Wszystko co dobre kończy się za szybko. Nasze regaty też dobiegły finału. Wielkiego finału! Na ostatnią żeglarską wieczerzę zebraliśmy się w portowej restauracji mariny Hramina na wyspie Murter. Załogi w strojach galowych zasiadły przy suto zastawionych stołach, a zespół Klejnoty Capitana wytrymował swój sprzęt aby ostrzej pójść do muzycznego wiatru. Przedstawiciele patrona medialnego - Radek i Rafał z Muratora – ogłosili wyniki konkursu fotograficznego i wręczyli pierwsze tego wieczoru nagrody. Grand Prix otrzymał Jarosław Francuz, drugą nagrodę Michał Majka, a trzecią Ola Domanowska. Przyznano też siedem wyróżnień.

To było jednak tylko preludium do najbardziej oczekiwanego wydarzenia, czyli wręczenia pucharów zwycięzcom tegorocznej edycji regat Regata Build Cup. Tym razem na podium stanęły załogi małych łódek Salon 37 i Salon 38. Zgodnie z przewidywaniami, w klasyfikacji generalnej zatriumfowała ekipa hurtowni budowlanej AR Skład z Góry Kalwarii, dowodzona przez Sławomira Rybarczyka, a płynąca na jachcie Tango. Miejsce drugie wywalczyła firma Gala. Załoga płynęła na łódce Indie, a ich skipperem był Zbigniew Rymsza. Na „pudle” stanęli też żeglarze z Cocktaila i ich sternik Jakub Prasolik, reprezentanci firmy Budex-Idealny Dach.

Nagrody wręczali: komandor regat Andrzej Brońka oraz przedstawiciele firm patronackich – Fakro oraz AiB.
Nową, świecką tradycją naszych regat jest uhonorowanie najlepszego skippera Kuflem Prawdziwej Przygody. To gustowne naczynie, nafaszerowane aż pod samą przykrywkę europejską walutą, otrzymał dowódca łodzi Tango – Sławomir Rybarczyk, a wręczał prezes klubu Prawdziwa Przygoda – Jacek Simon.
Szczęśliwych zwycięzców ucieszył, a przegranych pocieszył wspaniały koncert Klejnotów Capitana, w składzie:
Andrzej Brońka – lead vocal i gitara,
Wacek Wiecha – akordeon zwany zmarszczką,
Renata Ciaputa – sweet voice and the bembenkies,
Krzysiek Kipiel – druga gitara, ale też świetna,
Ania Kasprzykiewicz – skrzypce i oszczędna choreografia.

Tym razem praktycznie nie było przerw między poszczególnymi setami. Gdy bowiem tylko komandor Brońka fundował swym strunom głosowym krótką przerwę, natychmiast dawaliśmy ciszy odpór, śpiewając jego największe przeboje.

Śpiewaliśmy i tańczyliśmy także na kei. Dotrwaliśmy tam prawie do świtu. Jeden z naszych, stęskniony wielkiej wody i zainspirowany programem Celebrity Splash wykonał efektownego, choć zupełnie improwizowanego nura do wody, prosto z trapu. Przytomny okrzyk: „człowiek za burtą” uruchomił skuteczną akcję ratunkową, która uchroniła go przed… przeziębieniem.

Nazajutrz z żalem rozstawaliśmy się z portem oraz koleżankami oraz kolegami z zaprzyjaźnionych łódek i wszyscy obiecaliśmy sobie, że stawimy się na wezwanie Zdzisława Gajosa, by wspólnie wziąć udział w kolejnych regatach. A kto powie: „Już nie wrócę na morze, nigdy więcej o nie” zostanie brutalnie usunięty z rady rejsu.

Z rozchwianego pokładu Mojito meldował Radek Murat (Ernest) 

10.09.2015 czwartek

Ranek przywitał nas silnym wiatrem. Zazwyczaj ustępował koło 9.00, ale tym razem po kejach poszła plotka, że nadchodzi Bora, skromniutki Chorwacki odpowiednik El Nino. Skipperzy powrócili z codziennego mitingu z marsowymi minami. Wydali załogom szelki bezpieczeństwa i aviomarin.

W powietrzu czuć było napięcie wymieszane z testosteronem. Dziś decydujące starcie. Na portowej giełdzie słyszy się, że największe szanse ma AR Skład, ale dzisiejszy dzień może jeszcze wszystko zmienić.

Nerwowo było już na starcie. Wiatr utrudniał wyjście z portu, ale obeszło się bez ofiar w ludziach i sprzęcie. Kapitanowie poprawili takielunek, i zastosowali wszelkie znane triki, żeby przechytrzyć rywali. Długie halsy pod wiatr wzmagały ducha bojowego. Nic tak nie motywuje, jak widok konkurencyjnej łódki przechodzącej tuż obok z większą prędkością.

Bój nasz ostatni wygrała załoga firmy Gala na Tangu. Drudzy to firma Leś żeglująca na Świętej Anastazji. Czyżby patronka sprzyjała? Trzeci byli żeglarze z Yoka i ich jacht Amaro.

Wieczorem rozdanie pucharów. Ale o tym kto wygrał w klasyfikacji generalnej poinformujemy jutro, jak tylko dojdziemy do siebie.

Z pokładu Mojito meldował Radek Murat (Ernest)

PS. Zobaczcie zdjęcia zgłoszone do konkursu fotograficznego – ciekawe czy zgodzicie się z jutrzejszym werdyktem :-)

Dzień 4 (8.09.2015) wtorek

Z Kaprije do Piskery

Kaprije rankiem wygląda jak miasteczko zupełnie wyludnione. Idąc na wprost od kei, po piętnastu minutach jest się na drugiej stronie wyspy. Po drodze można spotkać kilkanaście kotów, psa i osła. Z żalem żegnaliśmy ten urokliwy zakątek, ale trzeba było pędzić na linię startu. Załogi, które zwlekały miały później kłopoty z przygotowaniem się do rozpoczęcia wyścigu i w konsekwencji zajęły dalekie miejsca.

Dzisiejsza trasa była długa – około 20 mil morskich. Zaczęliśmy dość efektownie, ale po niecałej godzinie zaczęła się flauta. Prędkościomierze pokazały 0.0. Żeglarze na chwilę wyluzowali, zaczęli się opalać, sypać dowcipami, grać w bierki i chińczyka. Tylko skiperzy knuli, jak tu przebłagać Neptuna i wyżebrać od niego choćby najmniejszy zefirek. Na szczęście około 13.40 dmuchnęło, tak jak obiecywały prognozy. Prędkość wiatru dochodziła do 23 węzłów. Zaczęła się zabawa, przy najlepszej regatowej pogodzie. Wiało, świeciło i chlapało. Faworytami okazały się dziś małe łódki – Salony 38 i 37. Zwyciężył Coctail firmy Budex-Idealny Dach. Drugie miejsce zajęła łódź stowarzyszenia Polskie Okna i Drzwi, czyli Rum. Trzecie miejsce, po zastosowaniu przeliczników, przypadło firmie Gala, płynącej na jachcie Indie.

Wieczorny odpoczynek zaplanowano na wyspie Piskera. Gdyby nie wody Adriatyku, krajobraz byłby całkiem jak z westernu. Niezniszczalny Komandor wraz z całym zespołem uraczyli zmęczonych żeglarzy spontanicznym koncertem. Nie dość, że rozruszali struny głosowe kilkuset budowlańców to pobudzili poczucie dumy obecnych na wyspie rodaków. Mógłbym przysiąc że nocą słyszałem wycie kojotów. A może było to zawodzenie tych marynarzy, którzy nie mogli pogodzić się z dzisiejszymi porażkami.  

Dzień 3 (7.09.2015) poniedziałek

Mandalina – Kaprije - pierwszy wyścig

W sobotę, senna nieco po sezonie marina Kremik zapełniła się gwarnym tłumem przybyłych z Polski żeglarzy. Ten dzień upłynął częściowo w podróży, ale mimo zmęczenia legliśmy na kojach grubo po zmroku. Trzeba było z wszystkimi się przywitać i odwiedzić przyjaciół oraz znajomych z poprzednich edycji regat.

W niedzielę , bez emocji. Łódki wykonały piękną paradę i cała flotylla pomknęła ku Sibenikowi. Czas zajęły nam pierwsze treningi, zapoznanie z łodziami, opracowanie strategii, podział funkcji. Dla niektórych to pierwszy tego typu rejs i debiut w roli regatowego załoganta. Trzeba więc się zapoznać z urządzeniami na łajbie, zasadami bezpieczeństwa i przejść pasowanie na żeglarza tudzież chrzest morski.

Otwarcie VIII edycji regat Regata Build Cup odbyło się w Mandalinie, dużym porcie położonym na obrzeżach Sibenika. Ponad 200 żeglarzy (w tym wyjątkowo liczna grupa żeglarek) zebrała się na uroczystej kolacji. Gromkie oklaski przywitały Zdzisława Gajosa, czyli naszego drogiego Dzidka, pomysłodawcę, organizatora i czasem też zwycięzcę regat. Gości przywitał również Janusz Komurkiewicz - wiceprezes i szef marketingu głównego patrona regat, firmy FAKRO, największego producenta okien połaciowych na świecie; współorganizator i dobry duch tych regat oraz Andrzej Brońka – komandor regat - legendarna postać krakowskiego środowiska żeglarskiego i muzycznego (zespół Słowianki, Willow Revival, Klejnoty Capitana, juror festiwali szantowych). Warto dodać, że Andrzej Adriatyk zna lepiej niż krakowską starówkę.

Przywitał się z nami również Robert Bański – producent wykonawczy regat i przez to najbardziej zapracowana osoba wśród nas. Przedstawił nam nowego patrona zawodów – firmę AIB, a także przedstawicieli patrona medialnego, firmy ZPR Media – Radosława Murata oraz Rafała Araka, z miesięcznika „Murator”.

Oczywiście nieodłącznym elementem wspólnych biesiad są koncerty Klejnotów Capitana. Tak było i tym razem. Śpiewaliśmy z nimi wszyscy i nawet kelnerzy próbowali nucić polskie szanty. Refren „Ani wiatr, a ni woda, ani nawet zła pogoda..” stał się nieoficjalnym hymnem regat.

Pierwszy dzień rywalizacji zaczął się walką o wiatr, a skończył walką z wiatrem. Chorwacka pogoda pokazała nam spory zakres swoich możliwości. Po starcie ruszyliśmy powoli ku wyspie Kaprije. Na długo prowadzenie objął Jacek Simon i załoga Prawdziwej Przygody, płynący na Mojito. Dopiero na finiszu pokonało ich kilka innych jachtów. W klasie łodzi mniejszych ostatecznym zwycięzcą była firma AR Skład na łodzi Tango. Drugie miejsce zajęła firma Gala na łodzi Indie, a trzecie – Prawdziwa Przygoda na Mojito. Najszybszą z większych łódek była 01 Express załogi firmy Teknos. Cóż, nazwa zobowiązuje. Za nimi metę przekroczył Mariner klubu Kapitan Burchardt, a wkrótce po nim Santa Anastasia firmy LEŚ.

Następny etap – krótki wyścig na tak zwanego „śledzia” odbył się przy bardzo dużym wietrze. Kładł łódki, aż brały wodę, a fale chlustały o pokłady. Mogliśmy sprawdzić swoje przygotowanie, żelazne nerwy i koordynację. Triumfatorami wśród dużych łodzi były te same jednostki, które wygrały pierwszy wyścig. Przypłynęły w identycznej kolejności. Wśród małych łódek wygrała firma AR Skład, wyprzedzając Galę. O trzecie miejsce zaciekle starała się Prawdziwa Przygoda, lecz została pokonana przez firmę Budex-Idealny Dach, płynącą na Cocktailu.

Gdy tylko wyłowiono boję i zapakowano na zwinnego, małego „Hemingwaya” ruszyliśmy ku malutkiej wysepce Kaprije na zasłużoną kolację i chwilę wypoczynku.

Z pokładu Mojito, meldował Radosław Murat (Ernest)