Dzień 4

Dzień 4

Właśnie minęliśmy metę, więc mam trochę czasu, aby opowiedzieć o drugim dniu wyścigów. Nie zwlekam nawet chwili, bo martwię się, że  zapomnę to, czego byłem świadkiem. A działo się! Oj, działo!!

Zacznę jednak od początku, czyli od porannego spotkania organizatorów i skipperów. Ponieważ chorwacki wrzesień pod względem zmienności aury przypomina polski kwiecień, trudno było przewidzieć, jakie warunki przyniesie ta środa. Za cel postawiono więc rozegranie jak największej liczby wyścigów, żeby nadrobić straty z początku tygodnia. Komandor Andrzej Brońka i Zdzisław Gajos ustalili wspólnie, że zanim opuścimy marinę w Maslinicy, mamy trochę czasu, aby podreperować to, co uległo wczoraj uszkodzeniom. 

Poranek przywitał nas pięknym słońcem. Pierwsze dwa krótkie wyścigi typu up-down, rozegraliśmy przy fajnym wietrze dochodzącym do 15 węzłów. Ale wszystko, co dobre szybko się kończy i wiatr nie wytrzymał naszego tempa. Tak więc po zakończeniu krótkich „śledzików” przenieśliśmy się tam, gdzie można było spodziewać się jakiś podmuchów. Do trzeciego wyścigu – nawigacyjnego - wyrwaliśmy z kopyta. Ostra walka o najlepsze miejsce startowe zaowocowała kilkoma chwilami grozy. Łodzie mijały się o włos, żeglarze bledli ze strachu, a kapitanowie klęli tak, jak tylko ludzie morza potrafią. Aż tu nagle Neptun zapłakał i nastała mokra flauta. Jachty, które wyrwały się z peletonu, utknęły wspólnie mniej więcej w połowie drogi. Mimo deszczu mogliśmy sobie pogawędzić, pożyczyć wodę, poczęstować się papierosami. Czekaliśmy na szkwał lub jakąś decyzję sędziów, co do dalszych losów wyścigu. Sędziowie okazali się szybsi i postanowili przybliżyć nam metę do miejsca naszego uwięzienia. Jednak niespodziewanie z oddali wyłoniły się pozostałe łodzie, którym trochę powiało i dopędziły czołówkę. Sędziowie niestety nie byli gotowi na taką klęskę urodzaju. Ponieważ tłum łajb po prostu szturmował metę, nie mieli najmniejszych szans aby precyzyjnie odnotować ich kolejność. To było powodem decyzji o anulowaniu tej rozgrywki. Nie trzeba chyba dodawać, że nie każdego ten fakt ucieszył.

Do Trogiru wpływaliśmy zmoczeni do suchej nitki, ale w sumie syci sportowych wrażeń. Po kolacji zebraliśmy się pod recepcją mariny, aby odczytać wyniki. Oba up-downy wygrała łódź Martini z obsadą Muratora, dowodzona przez Łukasza Wosińskiego.
Drugie miejsce w pierwszym starciu zajęła łódź Calvados, a na niej załoga Teknos II, a trzecie Związek POiD na jachcie Mr Robinson.

W kolejnym „śledziku” drudzy byli żeglarze z załogi Teknos II, a trzecie miejsce zajął AR-Skład na Reggae. Po dzisiejszym wyścigu klasyfikacja generalna przedstawia się następująco: liderem jest Murator, przed firmą AR-Skład (łódź Reggae) i firmą Budex (Red Wine).

Jutro czeka nas wyprawa z Trogiru do Rogoznicy, gdzie odbędzie się uroczyste zakończenie Regatta Build Cup 2016. Po drodze przewidziane jest rozegranie jeszcze kilku wyścigów.

Z pokładu Martini meldował wasz Ernest

Aktualizacja

Zamieszczamy zdjęcie dzielnej załogi łódki More Grey, która jako pierwsza przecięła linię mety odwołanego wyścigu.

Aktualizacja